sobota, 7 maja 2022

 Być jak pisarz...

Przed Wami opowiadania czwartoklasistów. Ich zadaniem było wcielić się w pisarza 
i napisać własne opowiadanie o przygodach Mikołajka i jego kolegach. Oto trzy najlepsze prace. Zdecydowanie rewelacyjnie oddali atmosferę i specyfikę opowiadań J


„Dziwny sen”

                                                                                    Rano tata zerwał mnie z łóżka o 7.00
i wsadził do auta. Zapytałem go, gdzie mu się tak śpieszy? On nie odpowiedział, a wszystko wydawało mi się jakieś dziwne…

                                                                                    Za oknem widziałem kolegów, którzy ujeżdżali byki w kierunku szkoły. Tata wysadził mnie na szkolnym parkingu,
a kiedy szedłem, widziałem Alcesta, który jadł oponę od auta! Stwierdziłem, że zapomniał śniadania... Co za dziwny dzień – pomyślałem, drapiąc się po głowie. W klasie nasza pani miała głowę Abrahama Lincolna. Kazała nam wskakiwać do autobusu, który miał kształt banana. Okazało się, że  jedziemy na wycieczkę do akademii pana Kleksa, a w pewnym momencie Mirmił przeleciał na miotle! Filip, Tosia i Kuki uciekali przed Maksem, który trzymał w ręku czerwone krzesło! Około godziny później jechaliśmy zygzakowatą drogą, a wtedy to się zaczęło… Autobus uderzył w barierkę i wisiał nad przepaścią! Wtedy to zjawił się superbohater, który zwał się Epitet i wciągnął autobus na drogę. Byliśmy uratowani!

                                                                                   Wtedy się obudziłem. Zacząłem płakać, więc przyszli moi rodzice. Opowiedziałem im mój sen i wtedy zrobiło mi się lepiej.

                                                                 Autor: Kacper Górski, klasa 4a 

 

 „Sprawdzian”

Dziś mam sprawdzian z matematyki. Co za dzień! Mama powiedziała, że jak dostanę złą ocenę, to przez miesiąc nie będę mógł wychodzić na podwórko
z chłopakami, tylko do szkoły.

Jednak znowu się nie nauczyłem! Umówiłem się z mamą, że kiedy już opanuję materiał, to będę mógł wyjść na dwór pobawić się w kowbojów. Liczyłem i liczyłem, ale nic mi nie wychodziło… Jasne było, że już nigdy się nie nauczę tej arytmetyki! Słońce świeciło i słyszałem za oknem zabawę Alcesta (to ten kolega, który jest gruby i ciągle je). Oj, jak nie mogłem usiedzieć
w miejscu! W końcu coś mnie skusiło i okłamałem mamę, że już wszystko umiem, po czym wyszedłem do Alcesta. Gdy bawiliśmy się w kowbojów, pokłóciłem się z Euzebiuszem o białego konia. Szybko zleciał nam czas na zabawie. W końcu mama zawołała mnie do domu, zjadłem kolację
i poszedłem spać.

Wstałem wcześnie, więc grzecznie się wykąpałem i zjadłem śniadanie.
W drodze do szkoły spotkałem Alcesta, więc dalej szliśmy razem. Podczas pauzy Ananiasz (to ten, który jest pupilkiem pani i zawsze wszystko umie) przypomniał mi, że mamy dziś sprawdzian z arytmetyki. Chyba wczorajszy dzień będzie moim ostatnim beztrosko spędzonym czasem na podwórku… Miałem nietęgą minę, bo przeczuwałem tragedię…

                                                                    Autor: Michalina Gierlach, klasa 4a

 

„Alcest i ryba”

                                                                        Poszedłem do szkoły. Przed arytmetyką Gotfryd (ten, co ma bardzo bogatego tatę, który wszystko mu kupuje) powiedział, że… Ale nie dokończył, bo zadzwonił dzwonek i skończyła się pauza. Po lekcji zapytałem go, co takiego chciał mi powiedzieć.

- Tata kupił mi wędkę! – wykrzyknął zadowolony.

-Wędkę? – zapytałem zaciekawiony.

- Taką najprawdziwszą, która się składa i można ją zabrać, gdzie się tylko chce – tłumaczył Gotfryd.

- To może wybierzemy się na ryby? – zaproponowałem.

- Świetny pomysł! – zgodził się ochoczo kolega.

Do rozmowy wtrącił się Alcest (to ten, który jest gruby i zawsze coś je).

- O czym rozmawiacie? – zapytał.

- Idę z Gotfrydem na ryby! – krzyknąłem.

- Mogę z wami? – zapytał Alcest.

- Oczywiście! – odpowiedzieliśmy z Gotfrydem równocześnie.

Po szkole, gdy byłem już w domu, pod nasze drzwi przyszli tata Gotfryda
i tata Alcesta. Zapytali, czy – jeżeliby mój tato pozwoliłby, to czy razem
z Alcestem i Gotfrydem poszedłbym na ryby. Tata spojrzał na mnie
i powiedział:

- Dobrze!

- W takim razie  - powiedział tata Gotfryda – Wsiadaj do samochodu.

Szybko wsiadłem i pojechaliśmy nad jezioro, jednak kiedy byliśmy prawie
u celu, samochód się zepsuł i tatusiowie zaproponowali, żebyśmy dalej poszli sami, a oni tymczasem naprawią auto. Więc poszliśmy, a Alcest natychmiast wyciągnął bułkę z czekoladowym kremem i zaczął jeść. Nagle pojawił się nie wiadomo skąd ptak, który porwał mu przekąskę i poleciał, gdzie pieprz rośnie! Alcest się rozpłakał, bo stwierdził, że nic więcej nie ma i że okropnie chce mu się jeść. Gdy dotarliśmy nad jezioro, Gotfryd pokazał nam, jak się łowi i kiedy zarzucił wędkę, za parę chwil wyciągnął rybę! Ten Gotfryd to potrafi mnie zaskoczyć! A kiedy Alcest ją zobaczył, wyrwał z rąk Gotfryda i … ją zjadł! Szybko przełknął, a my staliśmy w osłupieniu, Mie wierząc własnym oczom. Zaczęliśmy tłumaczyć Alcestowi, że ryba była surowa i najpierw należy ją usmażyć na patelni. A on od razu bardzo źle się poczuł, więc postanowiliśmy wracać do tatusiów. Kiedy powiedzieliśmy im, co zrobił Alcest, od razu zdecydowali zadzwonić po ambulans….

                                                                                    Następnego dnia Alcesta nie było 
w szkole. Nasza pani powiedziała, że Alcesta zabrano do szpitala, ale wkrótce do nas wróci, bo czuje się już całkiem dobrze. Trochę mnie to uspokoiło,
w końcu to mój najlepszy przyjaciel. Było mi go żal, chociaż łowienie ryb bardzo mi się podobało.

 

                                                  Autor: Jan Łaba, klasa 4a

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz