Być jak pisarz...
„Dziwny sen”
Rano
tata zerwał mnie z łóżka o 7.00
i wsadził do auta. Zapytałem go, gdzie mu się
tak śpieszy? On nie odpowiedział, a wszystko wydawało mi się jakieś dziwne…
Za
oknem widziałem kolegów, którzy ujeżdżali byki w kierunku szkoły. Tata wysadził
mnie na szkolnym parkingu,
a kiedy szedłem, widziałem Alcesta, który jadł oponę
od auta! Stwierdziłem, że zapomniał śniadania... Co za dziwny dzień –
pomyślałem, drapiąc się po głowie. W klasie nasza pani miała głowę Abrahama Lincolna. Kazała nam wskakiwać do
autobusu, który miał kształt banana. Okazało się, że jedziemy na wycieczkę do akademii pana
Kleksa, a w pewnym momencie Mirmił przeleciał na miotle! Filip, Tosia i Kuki
uciekali przed Maksem, który trzymał w ręku czerwone krzesło! Około godziny
później jechaliśmy zygzakowatą drogą, a wtedy to się zaczęło… Autobus uderzył w
barierkę i wisiał nad przepaścią! Wtedy to zjawił się superbohater, który zwał
się Epitet i wciągnął autobus na drogę. Byliśmy uratowani!
Wtedy
się obudziłem. Zacząłem płakać, więc przyszli moi rodzice. Opowiedziałem im mój
sen i wtedy zrobiło mi się lepiej.
Autor: Kacper Górski, klasa 4a
Dziś mam
sprawdzian z matematyki. Co za dzień! Mama powiedziała, że jak dostanę złą
ocenę, to przez miesiąc nie będę mógł wychodzić na podwórko
z chłopakami, tylko
do szkoły.
Jednak znowu
się nie nauczyłem! Umówiłem się z mamą, że kiedy już opanuję materiał, to będę
mógł wyjść na dwór pobawić się w kowbojów. Liczyłem i liczyłem, ale nic mi nie
wychodziło… Jasne było, że już nigdy się nie nauczę tej arytmetyki! Słońce
świeciło i słyszałem za oknem zabawę Alcesta (to ten kolega, który jest gruby i
ciągle je). Oj, jak nie mogłem usiedzieć
w miejscu! W końcu coś mnie skusiło i
okłamałem mamę, że już wszystko umiem, po czym wyszedłem do Alcesta. Gdy
bawiliśmy się w kowbojów, pokłóciłem się z Euzebiuszem o białego konia. Szybko
zleciał nam czas na zabawie. W końcu mama zawołała mnie do domu, zjadłem kolację
i poszedłem spać.
Wstałem
wcześnie, więc grzecznie się wykąpałem i zjadłem śniadanie.
W drodze do szkoły
spotkałem Alcesta, więc dalej szliśmy razem. Podczas pauzy Ananiasz (to ten,
który jest pupilkiem pani i zawsze wszystko umie) przypomniał mi, że mamy dziś
sprawdzian z arytmetyki. Chyba wczorajszy dzień będzie moim ostatnim beztrosko
spędzonym czasem na podwórku… Miałem nietęgą minę, bo przeczuwałem tragedię…
„Alcest
i ryba”
Poszedłem
do szkoły. Przed arytmetyką Gotfryd (ten, co ma bardzo bogatego tatę, który
wszystko mu kupuje) powiedział, że… Ale nie dokończył, bo zadzwonił dzwonek i
skończyła się pauza. Po lekcji zapytałem go, co takiego chciał mi powiedzieć.
- Tata kupił
mi wędkę! – wykrzyknął zadowolony.
-Wędkę? –
zapytałem zaciekawiony.
- Taką
najprawdziwszą, która się składa i można ją zabrać, gdzie się tylko chce –
tłumaczył Gotfryd.
- To może
wybierzemy się na ryby? – zaproponowałem.
- Świetny
pomysł! – zgodził się ochoczo kolega.
Do rozmowy
wtrącił się Alcest (to ten, który jest gruby i zawsze coś je).
- O czym
rozmawiacie? – zapytał.
- Idę z
Gotfrydem na ryby! – krzyknąłem.
- Mogę z
wami? – zapytał Alcest.
-
Oczywiście! – odpowiedzieliśmy z Gotfrydem równocześnie.
Po szkole,
gdy byłem już w domu, pod nasze drzwi przyszli tata Gotfryda
i tata Alcesta. Zapytali, czy – jeżeliby mój tato pozwoliłby, to czy razem
z Alcestem i Gotfrydem poszedłbym na ryby. Tata spojrzał na mnie
i powiedział:
- Dobrze!
- W takim
razie - powiedział tata Gotfryda –
Wsiadaj do samochodu.
Szybko
wsiadłem i pojechaliśmy nad jezioro, jednak kiedy byliśmy prawie
u celu, samochód się zepsuł i tatusiowie zaproponowali, żebyśmy dalej poszli
sami, a oni tymczasem naprawią auto. Więc poszliśmy, a Alcest natychmiast
wyciągnął bułkę z czekoladowym kremem i zaczął jeść. Nagle pojawił się nie
wiadomo skąd ptak, który porwał mu przekąskę i poleciał, gdzie pieprz rośnie!
Alcest się rozpłakał, bo stwierdził, że nic więcej nie ma i że okropnie chce mu
się jeść. Gdy dotarliśmy nad jezioro, Gotfryd pokazał nam, jak się łowi i kiedy
zarzucił wędkę, za parę chwil wyciągnął rybę! Ten Gotfryd to potrafi mnie
zaskoczyć! A kiedy Alcest ją zobaczył, wyrwał z rąk Gotfryda i … ją zjadł!
Szybko przełknął, a my staliśmy w osłupieniu, Mie wierząc własnym oczom.
Zaczęliśmy tłumaczyć Alcestowi, że ryba była surowa i najpierw należy ją
usmażyć na patelni. A on od razu bardzo źle się poczuł, więc postanowiliśmy
wracać do tatusiów. Kiedy powiedzieliśmy im, co zrobił Alcest, od razu
zdecydowali zadzwonić po ambulans….
Następnego
dnia Alcesta nie było
w szkole. Nasza pani powiedziała, że Alcesta zabrano do
szpitala, ale wkrótce do nas wróci, bo czuje się już całkiem dobrze. Trochę
mnie to uspokoiło,
w końcu to mój najlepszy przyjaciel. Było mi go żal, chociaż
łowienie ryb bardzo mi się podobało.
Autor: Jan
Łaba, klasa 4a
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz